Nie sposób było zaliczyć wszystkich koncertów. Prócz obowiązkowych nocnych maratonów, byłem na występach Krystyny Prońko, Andrzeja Zauchy, Kasy Chorych oraz Jana „Ptaszyna” Wróblewskiego.
Niezwykłe były recitale dwóch pierwszych wymienionych wykonawców. Widownia nie dopisała. Zaledwie jedna trzecia sali. Więc trochę wstyd. Tymczasem soliści, jakby na przekór okolicznościom, dali recitale niczym w nowojorskiej Madison Square Garden lub paryskiej Olimpii.
Kilka koncertów odbyło się też na lubańskim rynku, np. amerykańskiej grupy wokalno-tanecznej Little Ole Opry czy 12.07.1979 r. - Jazz Day i Kryzys - godz. 17:00.
Z kolei przed południami można było do woli posłuchać prób wykonawców w amfiteatrze.
Godzinami warto też było wędrować po namiotowym miasteczku, które rozłożyło się na zachodnim zboczu Kamiennej Góry. Nam, lubańskim fanom rocka, pstrokacizna kilkuset namiotów nieuchronnie kojarzyła się z pierwszym festiwalem w Woodstock (sierpień 1969 r.)
Prócz wrażeń obyczajowych (mozaika ówczesnych podkultur) włóczęga wśród namiotów dostarczała też niezapomnianych wrażeń muzycznych. Wielu uczestników Campingu przywiozło ze sobą własne instrumenty. Niczym nadzwyczajnym były spontaniczne, amatorskie (co nie znaczy niski poziom) koncerty. Oto w którymś z namiotów ktoś zaczynał brzdąkać kilka bluesowych akordów. Po chwili spod sąsiedniego brezentu odzywała się np. harmonijka ustna. Nawiązywał się muzyczny dialog. Jeszcze moment, a do duetu dołączał jakiś bębenek. Do towarzystwa włączała się np. grzechotka. Po niej tamburyn. Muzycy wyłaniali się spod namiotów, zbierali się w jednym miejscu. Radość bycia razem, radość ze wspólnego grania wprost promieniowała na przygodnych słuchaczy.
Z okazji Campingu organizatorzy wydali fantastyczny plakat (format 66,50 x 95,00 cm) autorstwa wybitnego wrocławskiego plastyka Jerzego Czerniawskiego.
Można też było zaopatrzyć się we wpinane w ubrania znaczki autorstwa innego legendarnego wrocławskiego twórcy, Eugeniusza Geta-Stankiewicza.
Wielkiego sprytu i samozaparcia wymagało zdobycie wydawanego w mikroskopijnym nakładzie „Wyskrobka Muzycznego”, codziennego biuletynu Campingu.
Camping był też relacjonowany przez wysłanników czasopism ogólnopolskich (np. Razem, Radar). Byli też korespondenci radia i TV. My, AWAM-wcy, z nabożeństwem przyglądaliśmy się Markowi Karewiczowi, niekwestionowanemu ówczesnemu cesarzowi fotografii jazzowej i rockowej, autorowi ok. 1500 okładek płyt, w tym historycznej serii Polish Jazz.
"Tu warto podkreślić, iż także dwaj mieszkańcy naszego miasta byli fotoreporterami akredytowanymi przy Campingu. Wiesław Schabowski – Krajowa Agencja Wydawnicza, Artur Schabowski – Polska Agencja Prasowa oraz Nowiny Jeleniogórskie. I właśnie im zawdzięczamy fotografie ilustrujące te wspomnienie."
Na próby, koncerty czy pole namiotowe chodziliśmy naszą całą „AWAM-owską” paczką. To było wyzwanie. W tych niezwykłych dniach (i nocach!) należało przecież i pozorować pracę zawodową, no i wypadało co jakiś czas pokazać się w domach (a wtedy wszyscy byliśmy już żonaci i dzieciaci). Nasze rodziny przyjmowały to („…ojciec nie wraca ranki i wieczory…”) z anielską wyrozumiałością.
Warto dodać, że wszystkie nocne koncerty były w całości rejestrowane przez wrocławski oddział TVP. (z tego w TV pokazano… 20 min. występu grupy Exodus).
Tak zapamiętałem pierwszy lubański Muzyczny Camping. Tyle znalazłem po nim pamiątek. Mam kłopot z drugim Campingiem który odbył się w lipcu 1980 r. Oczywiście, zachowały się fotografie niezawodnych braci Schabowskich. W kronice lubańskiego Miejskiego Domu Kultury nie ma po tym wydarzeniu żadnego śladu. To skądinąd zrozumiałe. W Polsce zaczynały się strajki, które doprowadziły do podpisania w Stoczni Gdańskiej Porozumień Sierpniowych. Rozpoczął się, zakończony wprowadzeniem stanu wojennego, 16-miesięczny „karnawał” Solidarności.
Nikt wówczas w Polsce nie miał głowy do festiwali. Jeszcze nie dotarłem do ówczesnej prasy. Ale szukam dalej. Gdy znajdę coś interesującego i wiarygodnego, z wielką ochotą podzielę się tym z Czytelnikami ZL.
ciąg dalszy w kolejnym wydaniu Ziemi Lubańskiej
(Zdzisław Bykowski)
Z dnia: 2012-03-07, Przypisany do: Nr 5(436)